Witajcie!!!
Dzisiaj przybywam do Was z recenzja nowego podkladu
Revlon - Nearly Naked ktory dobrze przetestowalam i wreszcie moge podzielic sie z Wami moimi spostrzezeniami ;)
Revlon
Nearly Naked
130
shell
Na poczatek...
Moja cera jest mieszana, w okolicy brody bardzo sucha gdzie pojawiaja mi sie czasem lekkie zaczerwienienia a reszta jest normalna. Poniewaz nie mam wiekszych problemow z nia to nie potrzebuje podkladu ktory musi swietnie kryc tylko aby wyrownal koloryt, nie wysuszal ale rowniez aby buzka mi sie nie swiecila ;) Po obejrzeniu reklamy nearly naked stwierdzilam ze ten podklad moze byc idealny dla mnie :)
I teraz przechodzimy do zapewnien producenta...
Podklad ma byc bardzo lekki ale i kryjacy, z tym ze krycie mozemy stopniowo budowac, idealnie ma sie stapiac z nasza cera i w efekcie koncowym ma byc bardzo naturalny i nie widzoczny a jedynymi osobami ktore beda wiedziec o jego istnieniu mamy byc MY same ;)
Podklad dostepny jest w 16 odcieniach.
Brzmi obiecujaco... w takim razie przekonajmny sie czy faktycznie taki jest ;)
Opakowanie:
Szklana buteleczka, lecz niestety bez pompki! Co prawda kosmetyk dosyc latwo sie wydostaje ale przez dosc duzy otwor moze nam sie go troche za duzo wylac.
Jak dla mnie jest to maly minus.
Konsystencja:
Jest bardzo lekki i dosyc lejacy (jesli ma to jakis sens ;) naklada sie go jak krem do twarzy. Bardzo ladnie sie rozprowadza bez zadnych smug.
Jak dla mnie bomba.
Zapach:
I tutaj mamy duzy minus! zapach jest okropny, drazni moj nos jednak na szczescie nie utrzymuje sie za dlugo na twarzy. Po rozprowadzeniu przestajemy go czuc, przynajmniej tyle.
Kolor:
W wyborze odcienia wachalam sie pomiedzy tymi dwoma...
W osatecznosci przystalam na Shell i byl to dobry wybor ;)
Shell jest to cieply odcien, lecz dosyc jasny, w sam raz na moja blada, w okresie zimowym cere.
Po nalozeniu kolor bardzo ladnie dostosowuje sie do odcienia skory. Nie robi plam, nie mamy efektu maski, nie wysusza i kryje co nieco.
A tak sie prezentuje na twarzy...
Przy okazji znow sie chwale nowymi okularkami od
Firmoo, co ja poradze ze je uwielbiam :)
Podsumowanie:
Plusy:
+ latwo sie go rozprowadza
+ kolor dostosowuje sie do twarzy
+ daje naturalny efekt
+ twarz sie po nim nie swieci
+ nie robi plam
+ jest faktycznie lekki, nie czujemy ze go mamy na twarzy
Minusy:
- brak pompki
- zapach! okropnie drazniacy, nie przyjemny dla nosa.
- dla osob z wiekszymi przebarwieniami nie polecam poniewaz jest on srednio kryjacy.
Jak dla mojej dosyc nie wybrednej cery podklad spisal sie w 100%. Nie potrzebuje wiekszego krycia
wiec dla mnie jest idealny. Podoba mi sie ze daje taki naturalny efekt ale tez bez przesady - widac ze jest on jednak na buzi ;) Faktycznie jest bardzo lekki i nie czujemy ze go mamy, dostosowuje sie do koloru naszej cery ale to rowniez zasluga dobrze dobranego koloru. Utrzymuje sie caly dzien. Tak wiec tutaj w wiekszosci zapewnienia producenta sie
sprawdzily, tylko ten okropny zapach(!) i to opakowanie...
Ehhh... ale i tak nie jest źle ;)
Cena:
₤ 8,99 jednak
ja zakupilam go na promocji w superdrug za
₤6,99
Ocena:
4/5
***
Jakis czas temu skonczyly mi sie moje tableteczki Bellisa i capivit A+E wiec
w koncu merz spezial i zaczynamy kuracje :)
zobaczymy jak on sie spisze ;)
Zycze Wam kochani udanego weekendu a ja lece posprzatac troche bo nosa z domu nie wystawiam. Tak wlasnie znowu mnie zasypalo... a mialam nadzieje na wiosne :)
no nic lece i Buziaki :***